Strony
1 sierpnia 2015
Próbny post Ruriego!
Po wielu dniach podróży po świecie Azeroth w poszukiwaniu swojego miejsca i sensu bycia doznałem olśnienia, gdyż spadł na mnie głaz na którym wyryte było "zobacz na forum w dziale gildii". Przybyłem zatem na wyspę Sunwell w poszukiwaniu owego Forum. Po przepytaniu strażników i wydaniu majątku na nic nie wiedzących żebraków przypadkiem natknąłem się na wielki napis na złocistym budynku: Gildia Role-play. Zaciekawiony czym prędzej pośpieszyłem w tamtym kierunku, aby zobaczyć, czy wreszcie dotarłem do swojego celu.
Otwierając drzwi, które zaczęły głośno skrzypieć zajrzałem do wnętrza, gdzie oczom moim ukazało się dwóch trolli szepcących w swoim niezrozumiałym języku i zapewne planujących niecne czyny. Podszedłem do nich, aby spytać się, czy to z nimi mam rozmawiać w sprawie dołączenia do gildii. Niestety moja złodziejska natura wzieła górę i okradłem ich z większości kosztowności nim zdążyłem zapytać. Przypadkiem jeden z nich zobaczył swój drogocenny naszyjnik wiszący na mojej szyi (naprawdę nie wiem skąd się ten wisiorek tam wziął). Zaatakowali mnie we dwóch, ale z racji iż dziś dopisywało mi szczęście i Bogini Kostki wylosowała mi możliwość trafienia obu sztyletami w kolana udało mi się od nich uwolnić. Po kilku minutach chowania się pod sukniami dam i uwieszaniu się na zbrojach rycerzy zgubiłem swoją pogoń.
Wtedy to zobaczyłem stół z napisem "Rekrutacja do Gildii Role Play". Za nim siedział dość mocarny rycerz w czarnej zbroi patrzący na wszystkich podejrzliwym wzrokiem. Gdy się tam pokazałem i wskoczyłem na stół (bo inaczej nie byłoby mnie widać) powiedziałem:
"Chciałbym dołączyć do waszej gidlii!"
Rycerz zmienił się nie do poznania wnet zmienił się w radosnego człowieka i dał mi kartkę i atrament. Zmieszałem się i to na tyle wyraźnie, że spostrzegł to ów rycerz i rzekł:
Napisz podanie...
25 lipca 2015
próba dwa, bo chcę kafelki, ot co!
Jego błyszczące szaroniebieskie oczy
wyrażały zwykłą obojętność. Jego oblicze było puste jak
krystalicznie czysta biała karta. Czarne włosy otaczały twarz. Aż
mnie świerzbiło, żeby wyciągnąć rękę i zagłębić się w te
gładkie kosmyki. Chciałem to zrobić, ale musiałem się
powstrzymać. Nie pozwoliłby mi, a ja nie chciałem być nachalny.
Wpatrywał się w krajobraz za oknem
powozu. Jego twarz przybrała wyrazu niespokojnej, jakby bił się w
myślach. Chciałbym wiedzieć, co zburzyło jego spokój.
- Levi?
Drgnął i spojrzał na mnie.
- Tak?- Za chwilę będziemy na miejscu.
Zawahał się i po ułamku sekundy
przytaknął. Nie chciałem, żeby rozmowa się urwała i żeby z
powrotem zagłębił się w swoich myślach.
Powoli poszliśmy do sztabu i zostaliśmy z grubsza oprowadzeni po wszystkich ważniejszych salach. Dla Levia wszystko musiało być nowe, chociaż ja jeszcze pamiętałem gdzie co jest. Na koniec pokazali, gdzie są nasze pokoje – w ekspresowym tempie udało im się wyczyścić następne lokum po lewej od mojego.
Żandarmi zostawili nas, żebyśmy
odpoczęli w spokoju po kilkugodzinnej podróży. Otworzyłem drzwi
do mojego pokoju i omiotłem go wzrokiem. Na wprost wejścia było
okno, pod którym stało biurko wraz z chybotliwym krzesłem. Obok
biurka łóżko, które niczym nie przypominało pryczy zwiadowców.
Po lewej od wejścia została umiejscowiona wąska szafa, pod którą
stały dwa nasze plecaki. Naprzeciw nich, w ostatnim rogu był fotel
i mały okrągły stolik z karafką pełną wody. Chciałem już
zamykać drzwi, ale nagle pojawił się Levi i przeszedł pod moim
ramieniem.
24 lipca 2015
Lalala próba
Post próbny na próbę.
Kiedyś tu coś będzie.
Słońce oświetliło mą twarz. Przyjemne uczucie. Takie ciepło. Ptaszki ćwierkały za oknem. Też przyjemne. Otworzyłem leniwie oczy i rozejrzałem się po pokoju. Ściany były zielone, sufit biały, a podłoga z jasnych paneli. Już bym wolał połączenie żółty-czarny, ale to nie ja wybierałem (niedobry ojciec). Ściany zdobił kalendarz, jeden obraz, wykaligrafowany napis ‘‘baseball’’ w kanji, moje skromne rysunki i kostuch. Się znaczy kostek! Taki szkielet! Prosto nad moją głową wisiał, zbój jeden. W pokoju panował porządek. Khem, tata mówi, że bałagan, ale to kwestia upodobania. Wszystkie meble były wykonane z jasnobrązowego drewna. Łóżko, na którym obecnie spoczywała moja skromna osoba, stało pod oknem. Pomieszczenie zdobiła jeszcze szafa, biurko, fotel i krzesło.Wspomniałem coś o weluksie? Nie? Nad ramą drzwi zaczyna się spadek dachu, przez co zostało wmontowane okno, zwane w naszym domu weluksem. Weluks, weluks. Hmmm... weluks. Brzmi to jak nazwa jakiegoś proszku do prania. Welux. Pod tym nieszczęsnym weluksem wisiał i powiewał na wietrze zegar. Mój wzrok spoczął na jego wskazówkach. Hym, gdzieś tak około 8.15... Niedokładnie widziałem przez śpiące oczy.
– Hmm… zaspałem – powiedziałem śpiącym głosem i schowałem głowę znowu pod kołdrę. Mój mózg powoli analizował zebrane informacje.
– Kurwa, zaspałem!!!
Poderwałem się z łóżka i szybkim krokiem (czyt. biegiem) dotarłem do łazienki. Mówiłem coś, że zabiję tego skurwysyna per Inteligencja Z Opóźnionym Zapłonem?
Kiedyś tu coś będzie.
~*~
– Hmm… zaspałem – powiedziałem śpiącym głosem i schowałem głowę znowu pod kołdrę. Mój mózg powoli analizował zebrane informacje.
– Kurwa, zaspałem!!!
Poderwałem się z łóżka i szybkim krokiem (czyt. biegiem) dotarłem do łazienki. Mówiłem coś, że zabiję tego skurwysyna per Inteligencja Z Opóźnionym Zapłonem?
Subskrybuj:
Posty (Atom)